sobota, 14 grudnia 2013

❄ Świąteczna miniaturka ❄

Czas płyną, pogoda się zmieniała. 

  Nadszedł mroźny grudzień, a z nim dużo śniegu i świąteczny klimat. Hermiona kochała święta. Chodź w sumie, kto ich nie lubił? Był to magiczny czas. Wszyscy chodzili z ogromnym uśmiechem na ustach i prezentami. Dziewczyna wierzyła, że święta łączą ludzi. Pewnego grudniowego wieczoru przypomniało jej się, jak była malutką dziewczynką, a jej rodzice bardzo się kłócili, aż w końcu nadeszły święta. I BUM. Nagle wszyscy zaczęli się kochać. I od tego momentu wiedziała, że to magiczny czas.
- Hermiono! 
- Co?! 
- No chodź! 
Dziewczyna schowała pamiętnik, w którym właśnie wypisywała swoje noworoczne postanowienia. Zeszła do pokoju wspólnego, gdzie stał Harry, a z tyłu siedział Ron. Mieli na sobie kurtki, czapki i szaliki. 
- O co chodzi? - zapytała lecz domyślała się, że przyjaciele chcą ją wyciągnąć na błonia. Nie ma mowy. Jest zimno, mokro i ble. 
- Idziesz z nami na błonia? - spytał Harry. A nie mówiłam? zapytała sama siebie. 
- Nie... Jestem zajęta. 
- No chooodź - sapnął Ron. Widać było, że jest mu gorąco co wywołało u dziewczyny lekki uśmiech.
- No dobra. Dajcie mi chwilę, pobiegnę po kurtkę - Sama nie wiedziała czemu się zgodziła. Ale to przecież Wigilia, nie? 
  Szybko się ubrała i zeszła na dół. Ron wyglądał jeszcze "gorzej". Czapka spadała mu z długich, rudych włosów, kurtkę miał rozpiętą, szalik trzymał w dłoni, a po policzkach spływał mu pot. Po raz kolejny, brązowowłosa mimowolnie się zaśmiała. 
- Możemy już iść? - jękną.
- Tak, myślę, że tak - Hermiona zasłoniła usta dłonią, żeby stłumić śmiech. Każde słowo w ustach Rona wydawało się jej śmieszne. 
Na błoniach było pięknie. Zamarznięte jeziorko, drzewa w śniegu... Ach. Nie było dużo uczniów, jak to zwykle bywa. To przecież Wigilia, wszyscy pojechali do domów. W oddali można było zauważyć Nevilla i Lunę. Trójka przyjaciół skierowała się w ich stronę. 
- Co tam? - spytała wesoła Luna. Była cała w śniegu, widać, że przegrała bitwę na śnieżki z przyjacielem. Do tego miała czerwone policzki, co dziwnie wyglądało na jej bladej skórze. 
- Gorąco - westchnął Ron. Hermiona cichutko się zaśmiała.
- Gorąco ci? To zaraz to zmienimy! - krzyknął Harry - Na Rona! 
I nagle wszyscy oprócz Hermiony zaczęli rzucać śnieżkami w Rudego, co spowodowało jego upadek.
- No eeeej! - zaśmiał się, próbując się bronić. Dziewczyna założyła rękawiczki, które rok temu dostała na święta od babci i zaczęła pomagać przyjaciołom w rzucaniu śniegiem. Niedługo potem Ron się pozbierał  i toczyła się walka każdego z każdym. Kiedy się zmęczyli naszedł ich atak śmiechu. Hermiona popatrzyła na Rona. Wyglądał zabójczo cały w śniegu, z przekrzywioną czapką i czerwonymi policzkami. Uśmiechał się, szeroko. 
- Powinniśmy już wracać. Nie możemy zachorować na święta! - oznajmił Ron. I wszyscy ruszyli w stronę Hogwartu. Ron i Hermiona szli na końcu. 
- Masz śnieg.. - chłopak strzepnął jej z ramienia płatki śniegu - ..o tutaj. - Dziewczyna zadrżała, chociaż nie było jej zimno.
- Ty też... Wszędzie! - zaśmiała się. 
- No cóż.
  W Hogwarcie, było ciepło i przytulnie. Przyjaciele rozdzielili się i poszli się przebrać w suche ubrania. Hermiona nie mogła się doczekać Wigilijnej kolacji. Ustaliła z Macgonagall, że po kolacji pojedzie do Londynu.
  Dziewczyna zdjęła ubranie i założyła ciepłe rajstopy, czarną spódniczkę i ciepły, biały sweterek. Jej lokatorki pojechały do domów, więc była sama. Nie lubiła samotności, a do tego było jej zimno więc wzięła książkę i zeszła do pokoju wspólnego. Chciała usiąść na kanapie, bardzo blisko kominka, ale w ostatniej chwili się zatrzymała.
- Hej.
- O, hej.
Ron siedział na kanapie, a ręce miał skierowane w stronę kominka.
- Mogę? - spytała patrząc na drugą stronę kanapy.
- No pewnie - odpowiedział z uśmiechem - zimno trochę.
- No, bardzo zimno - usiadła, a stopy oparła o zabudowanie kominka, a książkę położyła obok siebie.
- Jak tam? To jedziesz dzisiaj do domu? - spytała nieśmiało.
- Niee, chyba nie - odpowiedział ze smutkiem Ron - bo wiesz. Nie chcę zawracać głowy rodzicom, pewnie w Norze jest już dużo Weasley'ów. - po chwili ciszy dodał - A ty?
- Jadę - odpowiedziała z uśmiechem - nie mam dużej rodziny. Pewnie na Kings Cross przyjedzie po mnie mama, tata i dziadkowie.
- To spoko.
- Wiem.
  Wzięła książkę i ją otworzyła, zaczęła czytać.
- Lubisz święta? - spojrzał na Hermionę - Oj, nie widziałem, że czytasz.
- Nic nie szkodzi. Kocham święta! A ty?
- Święta są spoko. Chyba.
- Święta są magiczne, piękne, kolorowe... Kocham je.
- Święta są prawdziwe. Zawsze wszyscy się godzą, mówią sobie prawdę, są dla siebie mili...
Po chwili zastanowienia brązowowłosa głośno zamknęła książkę.
- Wiesz Ron. Zawsze chciałam ci coś powiedzieć, ale się bałam.
- Wal śmiało - zaśmiał się, ale gdy zobaczył minę dziewczyny szybo zszedł mu śmiech. - coś nie stało?
Dziewczyna zaczęła lekko kręcić głową i poruszać ustami jak ryba. Wiele razy wyobrażała sobie ten moment, planowała co powie, jak się zachowa. Marzyła o tym, żeby to powiedzieć to w święta.
- Ja też muszę ci coś powiedzieć..
- Hej! - usłyszeli krzyk z tyłu.
- Luna! - krzyknęła Hermiona - co ty tu robisz?!
- Miałam do was przyjść jak się przebiorę - odpowiedziała, ale widząc ich miny dodała - A może to nie do was.. Sama nie wiem.
- Pewnie do nas. Chodź, usiądziesz? Ja pójdę po Nevilla i Harry'ego.
- Dobrze.
Ron zniknął, a na jego miejscu pojawiła się Luna. Hermiona zawsze ją lubiła.
- Co tam?
- Myślę, że wszystko dobrze, ale nigdy nie wiadomo. Wracam dziś do do mu z tobą, Hermiono - powiedziała z uśmiechem.
- Jak miło - odpowiedziała tym samym.
  Nie długo później przyszedł Ron, a za nim Neville i Harry. Przynieśli jakąś grę planszową, w którą przyjaciele grali do momentu, aż Hermiona oznajmiła, że musi się jeszcze się przebrać i dopakować rzeczy, wtedy wszyscy się rozeszli.
  Wróciła do pokoju i założyła czerwoną sukienkę z białym kołnierzykiem. Do tego czarne balerinki. Włosy rozczesała, ale zostawiła rozpuszczone. Dopakowała rzeczy do kufra i zaszła do pokoju wspólnego, gdzie czekali już na nią Harry z Ronem. Neville i Luna już poszli.
- Ładnie wyglądasz - oznajmił Harry.
- Dziękuję - dziewczyna spuściła oczy, ale chwilę później spojrzała na Rona. Wpatrywał się w nią z otwartą buzią.
- Idziemy?- spytał Harry?
- Taak, myślę, że tak... - mruknął Ron, nie spuszczając wzroku z Hermiony.
  Wielka Sala wyglądała pięknie. Wszędzie światełka, łańcuchy, a na środku ogromna choinka. Tylko jedna ława została, wszystkie inne zniknęły. Nie było dużo ludzi. Nauczyciele, dyrektor, parę nieznanych osób i Ron, Harry, Hermiona i Neville. Po kolacji wszyscy przeszli do choinki, gdzie nagle pojawiły się prezenty. Hermiona dostała książki, perfumy, naszyjnik z serduszkiem i zwykłą bransoletkę. Nie miała dużo czasu, więc pożegnała się z przyjaciółmi, wzięła Lunę i wyszła z Wielkiej Sali, kiedy coś jej się przypomniało.
- Luna, idź już po swoje rzeczy i spotkamy się przy wyjściu za 15 minut, dobrze?
  Blondynka zniknęła, a Hermiona pobiegła do Wielkiej Sali i podbiegła do Rona, który właśnie oglądał swoją nową miotłę.
- Zapomniałeś otworzyć jeden prezent.
- Hermiona? Przecież powinnaś już iść, bo się spóźnisz!
- Proszę - podała mu białą kopertę i uciekła. Pobiegła do pokoju, szybko się ubrała, wzięła kufer i pobiegła do wyjścia, gdzie czekała już na nią Luna.
- Złap mnie za rękę, prze teleportujemy się, żeby było szybciej.
I zniknęły! Dosłownie.
  Chwilę czekały na pociąg, a kiedy w końcu przyjechał Luna oznajmiła:
- Ja nam zajmę miejsce...
- ..Ale nikogo więcej nie ma na stacji...
- .. Ja nam zajmę miejsce i włożę nasze bagaże, a ty tu jeszcze chwilę postój - dziewczyna zignorowała przyjaciółkę.
- Ale jest trochę zimno. Luna, o co ci chodzi?
Ale brązowowłosa nie uzyskała odpowiedzi, Luny już nie było. Czekała, czekała i czekała. Chciała już wchodzić do pociągu, ale usłyszała jakiś trzask. Odwróciła się, a przed nią pojawił się Ron. Nic nie mówił, więc dziewczyna też nic nie mówiła. Tak jakby czas się zatrzymał, tylko śnieg padał. Ron podniósł rękę, a Hermiona zauważyła list, który zostawiła mu w kopercie. Serce zaczęło jej bić szybciej. Przeczytał to. Co pomyślał? Co on o mnie teraz myśli? pomyślała. Chłopak nadal nic nie mówił, tylko poniósł drugą dłoń, w której miał coś zielonego. Podniósł to wysoko nad ich głowami, zbliżył twarz do twarzy Hermiony i ją pocałował. List mu spadł, ale coś zielonego nadal trzymał. Dziewczyna nie bardzo wiedziała jak się zachować. Położyła dłonie na klatce piersiowej chłopaka.
  Jeszcze nigdy nie przeżyła takiego pocałunku. No... Pomijając fakt, że to był jej pierwszy pocałunek. Był delikatny, ale piękny. Doszła do wniosku, że kiedy patrzyła na Rona i myślała, że świat się zatrzymał, była w błędzie. Teraz świat się zatrzymał, ale to było fajnie. Bardzo fajnie. W końcu oderwali się od siebie, ale zaraz potem chłopak objął przyjaciółkę. Jemioła pomyślała. Zielsko, które Ron trzymał to była jemioła.
- Roon.. - jęknęła.
- Cii...
I stali tak. I się obejmowali. I czuli, że od teraz będzie wszytko dobrze. Wszystko będzie piękne, magiczne. Będą szczęśliwi. A najlepsze było to, że nie musieli sobie nic mówić, bo wiedzieli, że myślą o tym samym.
  Niestety Hermiona musiała już wsiadać do pociągu. Nie mówili nic. Rozumieli się bez słów.
Kiedy pociąg ruszył, dziewczyna usiadła obok Luny.
- Skąd wiedziałaś? - zapytała trochę nieprzytomnie Hermiona.
- Ale co?
- No, że Ron..
- Jaki Ron? - szczerze się dziwiła.
- OEZU. Nieważne.
Ron stał w tym samym miejscu, gdzie bez słów pożegnał się z Hermioną. Podniósł kartkę i jeszcze raz ją przeczytał.
Chciałam Ci tylko napisać, że jesteś dla mnie bardzo ważny.
 PS. Kocham Cię. 
Hermiona. 
❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄❄
A więc.. Hej! :) Co tam?! :D
Wróciłam sobie z Londynu. Było... Łał. Nie da się tego opisać słowami. A jeśli się da, to trzeba o tym zrobić o tym oddzielną notkę :)
Nie wiem czy wam się podoba moja pierwsza miniaturka. Chyba jest spoko, ale po raz kolejny wyszłam z wprawy. BEZNADZIEJA. 
Dziękuję za wszystkie miłe słowa. Jest spoko. Jest okej :) Dziękuję. 
Chciałam jeszcze do dać, że nie wiem w jakim czasie się to działo.. I może Hermiona nie jest Hermionowa (XD), ale trochę taką siebie z nią zrobiłam. EH.

Pozdrawiam,
Stokrotka ❄